piątek, 30 stycznia 2015

LIEBSTER AWARD

Liebster Award
Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwości ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.


Zostałam nominowana do Liebster Avard przez:
-Lex May

Odpowiedzi na pytania:
1.Ulubiona pozycja seksualna?
~...
2.Ulubiony/ulubiona aktor/aktorka?
~Chyba nie lubię jakoś szczególnie mocno, żadnego aktora ani aktorki.
3.Od kiedy piszesz blogi i co skłoniło Cię do ich stworzenia?
Tego bloga prowadzę od marca ubiegłego roku. Kocham Igrzyska Śmierci i chciałam stworzyć ich swoją własną wersję.
4.Czy lubisz bigos?
~Nie mam nic do bigosu. Jest nawet smaczny.
5.Jak się nazywa twoja ulubiona bajka animowana?
~Lubię bajki takie jak "Król Lew" i "Jak wytresować smoka"
6.Ulubiony film?
~Moim ulubionym filmem jest "Harry Potter i Insygnia Śmierci" i "Pearl Harbor "
7.Jaki masz kolor oczu?
~Mam niebieskie oczy.
8.Masz jakieś zwierzątka? Jakie? Podaj jak się wabią.
~Niestety nie mam żadnych zwierząt.
9.Co lubisz robić w czasie wolnym?
~W wolnym czasie czytam dużo książek, rysuję, prowadzę bloga i słucham muzyki.
10.Jakie sporty uprawiasz?
~Jak jest ciepło to jeżdżę na rowerze i rolkach. Zimą lubię jeździć na łyżwach.
11.Twój ideał partnera/partnerki życiowego?
~Miły, ma poczucie humoru, inteligentny...



Moje pytania:
1. Jaka jest Twoja ulubiona książka?
2. Jakiej muzyki słuchasz?
3. Co skłoniło Cię do pisania bloga?
4. Oglądasz seriale? Jaki lubisz najbardziej?
5. Jaki masz kolor włosów?
6. Gdzie chciałbyś/ chciałabyś pojechać (za granicę)?

7. Masz jakiś ulubiony zespół albo wykonawcę? Jak się nazywa?
8. Co lubisz jeść?
9. Opisz swojego/swoją przyjaciela/ przyjaciółkę? Za co go/ ją cenisz?
10. Masz zwierzęta? Jak się wabią?
11. Wierzysz w horoskopy? Dlaczego?


Nominuję:
i-am-warrior.blogspot.com
~you-will-do-anything-for-me.blogspot.com
(wiem trochę mało, ale cóż...)

piątek, 9 stycznia 2015

Rozdział 8

Cześć,
Oto kolejny rozdział!!! Trochę zajęło mi jego skończenie ale jest. Zapraszam do przeczytania. Miłej lekturki
Vanilla

PS Życzę również wszystkim szczęśliwego NOWEGO ROKU i spełnienia marzeń :)

*************************************************************************

-Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!!!!- właśnie obudziłam się z krzykiem po ciężkiej i nie przespanej nocy. Miałam koszmar. Nie chcę go sobie przypomnieć. Nie, nie, nie. Oh! Wzdycham. Kładę się na miękkiej, fioletowej poduszce. Patrzę na zegar. Jest przed 8:00. Śniadanie jest o 9:00. Mam godzinę. Powolnie wstaję z łóżka i kieruję się w stronę łazienki. Stop! Zawracam i idę do szafy. Co my tu mamy? Hmmm? Biorę ładną czarną sukienkę z krótkim rękawkiem w kwiaty i czarnym paskiem w talii.  
Do tego czarne baleriny. Tak teraz mogę iść do się szykować. Jestem w łazience. Wchodzę pod prysznic. Znowu naciskam guzik z rysunkiem wanilii. Uwielbiam ten zapach. Szoruję swoje ciało delikatną gąbką. Myję włosy. Mogłabym tu zostać na zawsze. Jest tak ciepło. Może nikt nie zauważyłby mojego zniknięcia. Taak. Akurat. Kapitol nie przeoczyłby okazji by mnie zabić. Zabić kogokolwiek. Może wydaje mi się taki okrutny, a w rzeczywistości nasz prezydent jest dobrym władcą? Tak bardzo dba o stolice... Tylko o nią. Z zapałem dostarcza im coroczną rozrywkę w postaci Głodowych Igrzysk bo ktoś się mu kiedyś sprzeciwił. Popieram to. Znaczy popieram to, że ktoś to zrobił. Sprzeciwił się prezydentowi i całej tej beznadziejnej władzy. Szkoda, że nie przewidział tego co będzie potem. Całych tych zawodów na śmierć i życie, by zadowolić lud( mam na myśli mieszkańców Kapitolu), który samodzielnie nie myśli i przyjmie raczej każdy kit, który wciska mu władza. Oh... Mam dość tych swoich filozofii o smutnym losie tak wielu osób. O sposobach rządzenia jakie obrał Snow. Zakręcam kran i owijam się mięciutkim ręcznikiem. Suszę włosy. Rozczesuję je. Splatam w dobieranego warkocza. Zakładam buty. Spoglądam w lusterko. Czy jestem ładna? Mam długie blond włosy i trochę za długą grzywkę. Szare, a może niebieskie oczy są okolone ramą czarnych rzęs. Usta mam wąskie, a nad nimi mały nosek Hmmm. I tak, pewnie nie wyjdę za mąż. Dlaczego? Mogę przecież niedługo zginąć. Ciężka sprawa. Oby Sarze ułożyło się życie. Alice również. Tęsknie za nimi. Patrze ostatni raz w lustro. Wychodzę z lazienki. W pokoju panuje pół mrok, więc odsłaniam firan. Za oknem widzę piękny krajobraz. Zielone drzewa kulą się wokół szarych zabudowań. To chyba dystrykt 1, ale  głowy nie dam. Nie znam się na dystryktach. Wiem tylko który czym się zajmują. 1- luksusowe towary do Kapitolu: kamienie szlachetne i td. 2-kamieniarstwo, chyba są tam też szkoleni strażnicy pokoju. 3- technologia. 4- rybołówstwo. 5-energia. 6- transport. 7- drewno. 8- tekstylia. 9- zboże. 10- mięso. 11- rolnictwo. 12- węgiel. Tyle wiem. Znowu patrzę na zegar. 8:55, Czas iść. Wstaję. Otwieram drzwi. Nikogo nie ma na korytarzu. Trudno. Kieruję się w stronę jadalni. Ciekawe czy Haymitch już tam jest. Otwieram szklane drzwi. Jest tu tylko Effie i Eric, którzy zajęci są rozmową.
-Dzień dobry- mówię.
Effie spogląda na mnie i odpowiada mi tym samym. Eric natomiast tylko głupio się zarumienił. No nic. Siadam na tym samym miejscu co wczoraj. Patrzę na Effie. Dzisiaj jej włosy wyglądają jak wielka niebieska bombka. Zbyt duża ilość brokatu leci z głowy dziewczyny przy każdym jej ruchu. Śmiesznie to wygląda. Sukienka jest.. hmm, jakby to ująć? Nawet ładna, aczkolwiek sama bym takiej nie ubrała. Jest miętowa i widać na niej fakturę listków.  Niektóre są niebieskie. Fason tej kreacji jest dość obcisły. Eric ma na sobie czarną koszulę i ciemne spodnie. Na nosie ma okulary. To on je nosi? Nie wiedziałam. Nie miał ich chyba na dożynkach.
-Nosisz okulary?- pytam.
-Jak widać...
-Miałeś je na dożynkach?
Tym razem nie odpowiedział.  Dalej rozmawia z Effie. Puk. Co to? Odwracam się. Przyszedł Haymitch.
-Witam wszystkich- mówi chłopak patrząc przy tym tylko na mnie.
-Cześć- odpowiadam i czuję jak się rumienię. Mam pewnie buraka na twarzy.
Chłopak chce podjąć rozmowę, ale w tym samym momencie wchodzi Hanna z Carl.
-Cześć- mówi Hanna.
-Tak witam was moi drodzy i zapraszam na śniadanie. Za dwie godziny będziemy już na miejscu.
Nikt nie odpowiada. Wszyscy milczymy. Ciekawe jak wygląda Kapitol. Jak wyglądają jego mieszkańcy? Pewnie są tak samo śmieszni jak Carla i Effie. Haymitch bierze mnie za rękę i ciągnie w stronę jadalni. Siadamy obok siebie. Co dziś zjem? Patrzę na stół. Jakoś chyba nie jestem głodna. Biorę tosta i dżem wiśniowy. Do kubka nalewam sobie sok pomarańczowy. Ledwo co udaje mi się przełknąć ten posiłek. Czuję w brzuchu coś dziwnego. Czuję jak zbliża się mój pobyt na arenie. Staram się o tym nie myśleć. Skupiam się na przełykaniu.
-Może ty Carlo masz dla nas jakieś rady związane z Igrzyskami?- słyszę głos Erica.
-Hmmm... No cóż... Postarajcie się przeżyć i  wygrać. Jednym słowem nie dajcie się zabić.
-To cztery słowa- śmieje się Haymitch.
-Tak masz rację, pomyliłam się- uśmiecha się Carla.
Patrzę na zegar. Jak ten czas szybko leci, zaraz będziemy w Kapitolu!!! Nic już nie zjem. Raczej zwymiotuję. Pytam się Carli ile jeszcze czasu. 30 minut.
Przechodzimy do salonu. Effie próbuje podtrzymać rozmowę, ale nikt nie chce mówić... Z za okna już widać miasto. Jest piękne, ale... czegoś mu brakuje. Co prawda zachwyca swoją wielkością i architekturą. Nie kojarzy mi się z domem. Niby dlaczego by miał? Tyle tu przeróżnych budynków, które są oświatlane przez kolorowe światła. Tyle barw...
Dojeżdżamy na dworzec. Widać ludzi, ale nie wyglądają jak MY...
-Uśmiechajcie się i machajcie. Bądźcie szczęśliwi. Jeśli będziecie stosować się moich rad Kapitol was pokocha, a dzięki temu macie większą szansę na wygraną- mówi Carla.
Pociąg się zatrzymuje. Drzwi się otwierają. Wychodzimy...

piątek, 28 listopada 2014

Zmiany

Jeśli zauważyliście wygląd tego bloga troszeczkę się zmienił i mam nadzieję, że Wam się podoba. Jeśli macie jakieś sugestie co do oprawy graficznej i tp. napiszcie w komentarzu.

Rozdział 7

Witam Was,
Przepraszam  za moją dość długą nieobecność. Musiałam się lekko ogarnąć w nowym roku szkolnym. Mam nadzieje, że kolejny rozdział spodoba się Wam i wynagrodzi czekanie.



Właśnie się obudziłam i rozejrzałam się nie pewnie po pokoju. Z roztargnieniem podciągnęłam kołdrę pod nos i... słyszę jakiś dźwięk. Nie mam zielonego pojęcia co to. Strasznie boli mnie głowa i nie mam ochoty do namysłów. To COŚ się powtarza... Puk! Puk! Puk! Potem z "puk puk" rodzi się niemożliwy łomot w drzwi. Czego oni chcą?! Nie dadzą człowiekowi nawet pospać! Nie wystarczy im, że i tak idę na te głupie igrzyska? Nie odezwę się! Ooo nie nie ma takiej opcji! Niech się zastanawiają co się ze mną dzieje! Chociaż...
-May!!! Otwórz te drzwi, bo je wyważę! Nie żartuję!- krzyczy zdenerwowany Haymitch. O co mu chodzi?
-Po co niby? Jeszcze śpię!
-CO?! Wiesz która godzina? Otwórz, proszę- nie wiem czy to zrobię. Chcę być sama, ale z drugiej strony... Niech będzie. Idę do drzwi i lekko je otwieram. 
-Co chcesz?
-Sprawdzałem czy żyjesz?
-Czy już spać nawet nie można?
-Można, ale nie o takiej godzinie.
-O jakiej niby?
-Nooo... Po obiedzie poszłaś się położyć, mówiłaś, że cię głowa boli i na pewno wrócisz na kolację. To była jakaś 15. Teraz jest prawie 21. To jakieś 6 godzin. Jak tu się nie martwic?
-Przepraszam, że cię niepokoiłam- mówię drwiącym tonem- ale bolała mnie głowa i musiałam się zdrzemnąć. Nawet jeśli to było 6 godzin. 
-To nie jest śmieszne- zniża głos, teraz jest prawie nie słyszalny.- Mogło ci się coś stać.
-Nie przesadzaj.
-Moim zdaniem tak- wzdycha.
-Moim nie- spoglądam na niego- poza tym i tak za kilka dni zginiemy na arenie- tym razem nie odpowiedział.- Naprawdę jest po 21?
-Uhm...
-Czyli... Jest już po kolacji?- pytam z lekkim zmieszaniem.
-Oczywiście- uśmiecha się- ale zawsze możemy wezwać...
-Nie... wolę nie...
-Dlaczego?
-Żal mi tych ludzi gdy na nich patrzę...
-My zginiemy niedługo, a oni jeszcze trochę pożyją.
-Tak, ale w jakich warunkach?!- nagle orientuję się, że stoimy na korytarzu, bo poczułam chłód na gołych kostkach- może wejdziemy do środka?- proponuję.
-Chętnie. Trochę tu zimno.
Wchodzimy do mojego pokoju. Haymitch rozgląda się niepewnie po pomieszczeniu. Nie wiem czy podoba mu się ten przedział. Jego wygląda na pewno inaczej. Ma inny gust ode mnie, lubi inne kolory. Muszę się do niego wybrać.
-Ładnie tu urządzili.
-Podoba ci się?
-Uhm... Jestem chłopakiem i mało znam się na takich rzeczach. Zresztą całe życie mieszkałem na złożysku, a tam nie ma pałacy- śmieje się.- Ważne by tobie się podobał.
-Mnie się podoba. Ładne są tu kolory...
Oboje milczymy. To trochę frustrujące... Nie wiem dlaczego, ale dziwnie sie czuję w jego towarzystwie. To chyba jedna z niewielu osób, która mnie teraz rozumie... Naprawdę się o mnie martwił? To... urocze.
-Skoro jesteś głodna to może wpadniemy do kuchni albo do jadalni? Pewnie coś się znajdzie.
-Dobrze. Jestem zdecydowanie za. Poczekaj chwilę- idę założyć bluzę, bo w podkoszulce jest mi troszkę
chłodno. Bluza jest ciemna i zrobiona z miłego w dotyku materialu- Już jestem.
-No to chodźmy, May.
Idziemy ramię w ramię z Haymitchem po ciemnym holu. Mijamy po kolei różne drzwi. Pokój Hanny, Erica, Effie, Carly, jadalnia, salon, barek, jakiaś sala rozrywki, przedziały "służby" i innych już wolnych pracowników Kapitolu. Dalej są nieoznakowane drzwi zamknięte na kilka kłudek. Taaak, bo my akurat chcemy teraz narażać swoje życie... Wreszczie trafiamy do kuchni. Zapach z przygotowanych na kolację potraw nadal unosi się w powietrzu. Pachnie cudnie, aż mi ślinka cieknie. Hahaha... Zadługo nie jadłam...
-To co na co masz ochotę?
-Sama nie wiem... Możemy tak "o" brać sobie jedzenie?
-Carla mówiła, że jak zgłodniejemy to mamy iść do jadalni, kogoś zawołać albo póść do kuchni, więc tu jesteśmy.
-No dobra.
-To co jemy?
-Jakie mamy propozycje?
-Hmmm... - chłopak zagląda do różnych drzwiczek, szuflad, lodówki.- Z tego co tu widzę mamy pełną gamę potraw, które wystaryczy tylko podgrzać albo samemu ugotować, ale tego nie mam zamiaru robić. Nie nawidzę gotować.
-Są jakieś zupy?
-Aha. Krem z dyni jest w tym garnuszku, z brokułu w tym, tutaj jest chyba coś z pomidorów, marchewka- Haymitch wyciąga z lodówki różne, kolorowe garnuszki- to którą podgrzewamy?
-Mooooże krem z dyni?
-Okey. On jest pyszny. Co do tego? Grzanki z masłem?
-Zdecydowanie.
Chwilę potem siedzimy na blacie i czekamy aż nasza przekąska się zagrzeje. Poruszamy róne tematy, ale żadne z nas nie wspomina o rodzinie. Ciekawe czy on ma rodzeństwo, przyjaciela, którego musiał zostawić i być może już nigdy ich nie spotka? To smutne. Cały ten świat jest smutny. Żal mi go. Zupa już gotowa, grzanki też. Pięć minut nikt się nie odzywa, tylko zajadamy. Szczegulnie ja. Nic dziwnego! Przeciez nic dawno nie jadłam. Gdy kończymy. Do kuchni wchodzi Eric. Co on tu robi?!
-Oooooooo... Co wy TU robicie?
-Nie widać? Jemy kolację- odpowiada Haymitch- a TY?
-Zachciało mi się pić i pomyślałem, że tutaj coś znajdę. Wy zapewne zrobiliście tak samo. Hę?
-Tak, masz rację.
-Wiedziałem. Ooo, Maysilee, już nie śpisz?
-Jak widać dawno się obudziła. Chyba że właśnie lunatykuje- chłopak się śmieje, a ja uśmiecham- powiedz mi May, lunatykujesz?
-Nie, raczej nie.
- No widzisz kolego, czyli jest tu świadomie.
-Zauważyłem.
Następuje niezręczna cisza. Eric po chwili idzie po szklankę i wodę. Nalewa sobie ostrożnie płyn i wychodzi z kuchni bez słowa.
-Dziwny typek- zauważam.
-Tak. Bardzo. Nigdy go nie lubiałem.
-Znasz go?
-Uhm. Chodził ze mną do klasy. Wrobił mnie kiedyś i oberwało mi się przez to nieźle po uszach.
-Co takiego zrobił?
-Napisał coś na ścianie szkoły. Potem schował się i czekał, aż będę tamtędy przechodzić.Gdy znalazłem się Tam to zawołał, że jakiś wandal maluje po budynku. Dobrze wiesz, że jest tam dużo takich rysunków, ale ten zezłościłby każdego strażnika pokoju. Przez to zostałem "lekko" wychłostany i musiałem pomalować całą szkołę. Do tej pory bolą mnie plecy.
-Kiedy to było?- pytam lekko zdziwiona.
-Miałem 13-14 lat. Wcześniej byliśmy przyjaciółmi. Nie wiem dlaczego to zrobił
Nie chcę wiedzieć.
-Hmmm- kończę jeść i chowam talerz do zmywarki. Nie poruszam dalej tematu. Widzę, że go to boli. Haymitch chowa naczynia. Zostawiamy kuchnię taką jaką zastaliśmy  i wracamy do swoich pokoi. Po drodze jeszcze rozmawiamy, ale ciszej niż ostatnio, bo nie chcemy nikogo obudzić. Chłopak odprowadza mnie do mojego przedziału. Przytula delikatnie mnie i szepcze "dobranoc May. Będzie dobrze". Odpowiadam "wiem". Haymitch lekko całuje mnie w czoło i ucieka do siebie. Kładę się spać z dziwnym uczuciem w brzuchu.

wtorek, 12 sierpnia 2014

ROZDZIAŁ 6

Witam! Oto nowy rozdział. Mam nadzieję, że Wam się spodoba :). Przepraszam tylko, że tak długo czekaliście. Zapraszam do przeczytania.
************************************************************************

Widać, że zawodowcy są przygotowani na rzeż. Brrr... Zaczynam się bać. W tym roku tak dużo osób bierze udział w igrzyskach, a tylko jedna może wygrać. Nie mam żadnych pobocznych miejsc na podium. Zwycięzca będzie żył w luksusach do końca swoich dni, ale za jaką cenę? Najwyższą jaka może być- ludzkie istnienie. 48 niewinnych ludzkich istnień. Samych dzieci. Przeszły mnie ciarki. O czym ja myślę? Pomyślę o śmierci jak stanę z nią twarzą w twarz. Teraz jesteśmy na tym "spotkaniu" z Carlą. Ciekawe ile ona ma lat? Patyczak znowu się odezwał.
-Tak... Oto w a s i tegoroczni rywale. Co o nich sądzicie?
-Zawodowcy  z pierwszych czterech dystryktów wyglądają na przygotowanych, jak zawsze. .. Dzieciaki z siódemki... masakra. Czemu w tym roku?- Pyta Eric.
-I tak kiedyś zostałyby wylosowane- stwierdza Haymitch.
-Skąd ta pewność?- dziwię się.
-Tak jakoś. Myślę, że lepiej, iż teraz ich wylosowano.
-Nieprawda!- Krzyczę-e tym roku trafiły na najgorszą rzeż w historii igrzysk.
-Taak, lecz gdyby nie one, moglibyśmy trafić na nieco starsze osoby, silniejszych rywali- odparł.
-I co z tego?! To dzieci Są bezbronne!- Bronię się.
-My również. Nie mamy nawet mentora- krytykuję Hanna- oni raczej mają.
-Tak, ale wy za to macie dwie opiekunki- dołącza się Carla.
-CO?!- krzyczy cała nasza czwórka.
-Zaskoczyłam was prawda? Podczas tegorocznych igrzysk będzie się szkoliła u mnie nowa opiekunka dwunastki. Chcenie ją poznać?- nie bardzo...- Oto ona. Effie! Możesz wejść kochana!
Do przedziału wchodzi dziewczyna, może dwa, trzy lata starsza ode mnie. Ma jasną cerę, twarz pokrytą białym pudrem i fioletową perukę. Ubrana jest w sukienkę tego samego koloru co włosy, rozszerzającą się na dole. Sięga przed kolano. Do tego również fioletowe byty na koturnie.Kto wygląda gorzej: ona czy Carla? Hmmm... Nagle ktoś pochyla się nad mną. To Haymitch. 
-Chyba Carla.
-Spróbuj tego Maysilee. Jest naprawdę dobre. Zobacz.
-Słucham?!-O co mu chodzi?
-Czytam ci w myślach. Carla. Chociaż może nie. Obie są straszne.
Zatkało mnie. Kompletnie mnie zatkało. Skąd on wie o czym pomyślałam? NA PEWNO nie czyta mi w myślach!
-Skąd ty to wiesz?
-Ale co?
-No to o czym pomyślałam.
-Plus to, skąd wiem ile Carla ma lat?
-To także.
-Carla ma około 50 lat. Po prostu wiem o takich rzeczach jak te, a to skąd wiem o czym pomyslałaś... no  cóż...
-No, a więc...
-No... chyba pomyślałem o tym co ty, w tym samym momencie. Miałaś taką minę, że nie mogłaś o czymś innym myśleć. Hahaha.
-Haha, rozumiem.
Dalszą rozmowę oczywiście ktoś nam przerwał. To znaczy może nie zupełnie... W tym samym momencie trwało parę rozmów i teraz zwróciliśmy uwagę na inną. Rozmowę oczywiście.
-...tak, tak. E-F-F-I-E T-R-I-N-K-K-E-T. Tak to się pisze moja droga Hanno.  Tak się cieszę, że jesteś tu z nami Effie. Effie moi drodzy to moja uczennica i przyszła opiekunka dwunastego dystryktu.-Teraz zwraca się do dziewczyny- rybko zechciej poznać tegorocznych trybutów: Hanna Softhare, Maysilee Donner, Eric Kathernoise i Haymitch Abernathy. Urocza z nich czwóreczka prawda.
-Oczywiście- odpowiada Effie.- Witam i miło mi was poznać. Naprawdę- dodaje widząc nasze mało przyjazne miny.
-Dzień dobry- Hanna pierwsza się podnosi by powitać "gościa".- Mi również  miło panią poznać.
Następnie wstaję i ja, potem Eric. Spoglądam na Haymitha gdy przychodzi jego kolej. On tylko przewraca oczami, po czym z wielką niechęcią także wita Effie.
-Moi drodzy- znowu mówi Effie patrząc tylko na Hannę- nie musicie zwracać się do mnie na "pani". Nie lubię tego. Mówcie do mnie po imieniu. Dobrze.
-Ile będziemy jeszcze jechać?- Pyta Hanna.
-Hmm... Pewnie jeszcze jakieś dwa dni rybciu.
Spoglądam na dziewczynę. Ona patrzy się w okno. Wydaje się smutna. Może boi się tak jak ja, tego dnia w którym będziemy musieli stanąć na arenie. Ruszyć do walki. Smutne. Ale taka jest kolej rzeczy. Podchodzę do Hanny.
-Coś się stało? wyglądasz na zmartwioną.
-A ty jakbyś się czuła gdybyś za parę dni szła na śmierć?!
-No wiesz, tak się składa, że mam ten sam problem. Tym razem jest więcej trybutów...
-Wiem! Nie musisz mi tego uświadamiać!
-Spokojnie. Po co się denerwować? Nie tylko ty masz szansę zginąć. Nie musisz tez być taka oschła. Na arenie lepiej nie mieć zawziętych rywali, którzy będą chcieli się ciebie pozbyć jako pierwszej. Będąc miłą może pożyjesz dużej.
-Pff. Wolę...
-Co wolisz?
-Nieważne...
-Na pewno?
-Tak. Raczej tak.
-Okej.
-Przepraszam, że tak cię zaatakowałam. Wiem, że nie miałaś złych zamiarów. Zapomniałam po prostu, że nie tylko ja siedzę w tym bagnie. Zapomniałam o innych. Często mi się to zdarza.
-Nic się nie stało. Serio. Każdy miewa czasem złe dni. To normalne. Też często wybucham na swoją siostrę z byle powodu- wspomnienie Sary mnie zabolało.
-Masz bliźniaczkę prawda?
-Uhm.
-Ja nie mam rodzeństwa. Jestem jedynaczką. Jak to jest mieć rodzeństwo?
-No... Ja osobiście mogę wszystko powiedzieć siostrze. Jest najbliższą mi osobą i wieczną przyjaciółką. Gdyby to ją wylosowano, nie mnie to chyba bym oszalała. Nie wiem jak ona. Łączy nas bardzo silna więź. Dużo łączy, tak samo jak dzieli. Dość często się kłócimy, ale to chyba normalne u rodzeństwa. Tata mówił mi, że też często się kłócił ze swoim bratem. Ale kocham Sarę, bo to moja siostra...- zachciało mi się płakać. Kiedy tylko myślę o siostrze, czuję dziwne ukłucie w sercu- strasznie za nią tęsknię. Bez niej nie mam komu się tak szczerze wypłakać, z kim się pośmiać...
-Moja koleżanka ma brata, ale nigdy nie mówiła o nim w taki sposób jak ty o swojej siostrze. To co was łączy jako bliźniaczki wydaje się być bardzo mocne. Chciałabym mieć rodzeństwo. Gdyby wylosowano Sarę, a nie ciebie to czy- urywa na chwilę- to czy byś się za nią zgłosiła na trybuta?
 To pytanie wolę przemilczeć. Nic nie odpowiadam, bo nie znam na nie odpowiedzi. Czy byłabym zdolna do zgłoszenia się za Sarę? Nie wiem... Naprawdę... Ona nie zgłosiła się za mnie, ale to nie oznacza, że mnie nie kocha, że chciała się mnie pozbyć. Nie. Widziałam jej spojrzenie kiedy mnie wylosowano i gdy wyprowadzano ją z Pałacu Sprawiedliwości. Rozpacz. Była w jej oczach rozpacz, strach, ból, złość. Gdyby to ją wylosowano czułabym to samo, ale czy bym się zgłosiła to tego nie wiem. Też mam prawo żyć. Miałam. Zgłoszenie się z własnej woli na śmierć nie jest łatwą decyzją. Możliwe, że bym tego nie zrobiła. Raczej nie.
-Nie wiem. To trudna decyzja- głos utknął mi w gardle.
-Rozumiem. Przepraszam, że poruszyłam ten temat. Ja bym się raczej nie zgłosiła. Nie umiałabym.
-Aha.
- Czy ktoś jest głodny?- pyta Carla z lekkim rozbawieniem. Tylko Eric kiwa głową.- To w takim razie zapraszam was moi mili na kolację.
 Przechodzimy do przedziału gdzie znajduje się jadalnia. Na stole znajdują się już najróżniejsze potrawy jakich w życiu nie widziałam. Siadam na pierwszym z brzegu miejscu. Po mojej prawej stronie szybko siada Haymitch jakby się bał, że ktoś zajmie mu to krzesło. Z lewej strony mam Carlę, a naprzeciwko Erica. Hanna usiadła między nim, a Effie. Nie jestem pewna czy coś przełknę po wrażeniach dzisiejszego dnia. Spróbuję. Najpierw nalewam sobie soku z pomarańczy. Jest pyszny! Co by tu zjeść? Zanim się zastanowiłam. Carla podaje mi srebrny półmisek.
-Dziękuję.
 Biorę od niej naczynie. W środku  jest...
-To makaron w sosie pomidorowym i mielonym mięsem. Spaghetti
 Nakładam sobie najpierw łyżkę. Spróbuję, co mi tam. Raczej nie jest zatrute. Mmmm. Pyszne. Nakładam drugą i trzecią łyżkę. Haymitch pyta się po chwili czy to jest zjadliwe bo nie wie co nałożyć. Śmieję się i nakładam mu makaronu. Niechętnie bierze  pierwszy kęs do ust. Po chwili jednak na talerzu nie ma śladu po spaghetti. Śmieję się, a on nalewa mi do głębokiego talerza zieloną zupę.
-Co to?- pytam.
-Zupa, jakbyś nie zauważyła- dodaje z uśmiechem.
-Wiem, ale jaka?
-Bardzo dobra. Spróbuj.
 Biorę łyżkę do ust. Po chwili ciepły, gęsty płyn rozpływa mi się w ustach. Pychota!!! Krem smakuje jak...
-I co? wiesz już jaki to krem?- pyta chłopak.
-Aha. To krem szpinakowi. Naprawdę dobry.
-O, to dobrze bo nie wiedziałem i chciałem najpierw sprawdzić czy tobie smakuje- śmieje się.
-Ejjj!- szturcham ko w ramię i chichoczę.
 W jadalni spędziliśmy jeszcze parę godzin. Lepiej się wszyscy poznaliśmy. Haymitch może nawet trochę się rozluźnił. Jest nawet przyjemnie.
Jest już późno. Żegnam się z wszystkimi. Ruszam do pokoju. Gdy idę do swojego przedziału słyszę kroki innych. Wszyscy są zmęczeni wrażeniami dzisiejszego dnia. Rzeczywiście dużo się działo. Kiedy chwytam za klamkę ktoś łapie mnie za ramię. To... Haymitch. Oczywiście.
-Dobranoc May. Miłych snów.
-Oh!- odwracam się w jego stronę. Patrzymy się chwilę na siebie. -Dobrej nocy- odpowiadam i wchodzę do pokoju. Wiem że chłopak stoi za drzwiami. Czuję dziwne uczucie w brzuchu... Hmmm... Przebieram się w piżamę. Kładę na łóżku. Nie mogę zasnąć. Dręczą mnie wspomnienia rodziny, zapłakanej przyjaciółki. Sama płaczę do poduszki. Po chwili jednak zasypiam.

poniedziałek, 7 lipca 2014

ROZDZIAŁ 5

Ten list mnie po prostu wzruszył. Ot tak. Gdy przeczytałam "Droga Maysilee" już wiedziałam, że będę płakać. Niby taki zwykły list który dla dziecka z Kapitolu( nasza "kochana" stolica) byłby- zwykłym, bezwartościowym listem, a dla mnie- Maysilee Donner z dwunastego dystryktu państwa Panem, zajmującym się wydobywaniem węgla- jest listem napisanym przez moja najlepszą przyjaciółkę (zaraz po siostrze Sarze) Alice Berry. List napisany w pośpiechu z lekko rozmazanym atramentem w podpisie dodał mi otuchy, wiary w siebie, lecz jednocześnie sprawił, że jest mi trochę smutno. Nie wiem czy dam radę wygrać te zawody na śmierć i życie. Nie chcę by Alice się zawiodła. Nie mam ochoty sprawić jej zawodu. Możliwe, że się udam, może nie... Dwa razy więcej trybutów... Dwa razy więcej zabitych niż rok temu... Nie chcę zabić bezbronnych( choć może nie do końca np: zawodowcy z 1, 2) trybutów. No cóż zobaczymy. Na policzek leci mi kolejna łza. Koniec mazania się! To nic nie da! Spoglądam znad listu. Haymitch gapi się w okno. Ciekawe czy czytał ten list gdy zostawiłam paczkę w jego pokoju. Chcę się tego dowiedzieć. Gdy mam już zamiar otworzyć usta to przedziału wchodzi Eric. Abernathy patrzy na niego gniewnym spojrzeniem. Czemu też wszedł? Nie mógł poczekać paru sekund? Chociaż czy to takie ważne? Ten list. Tak naprawdę nic tam nie było. Trudno. Eric siada na fotelu na przeciwko mnie. W pomieszczeniu panuje nie naturalna cisza. Nagle chłopak ją przerywa.
-Jestem Eric...
-Wiemy matole- warknął Haymitch.
-Czemu jesteś taki nie miły?- Pytam go.
-Nie, jestem bardzo miły.
-Nie prawda- zaprzeczam.
-Taki jestem. Czemu nam się przedstawiłeś?
-Bo chciałem was zapoznać jak należy...
-To bardzo miłe z twojej strony- szepcze.- Ja jestem Maysilee, a to jest Haymitch- spoglądam na Abernathy'ego.
-Tak, tak przepraszam. Miło mi... Ile ty w ogóle masz lat co?
-15, a wy?
CO?! Piętnaście lat?! Myślałam, że ma 13/14 lat... Oj tam trochę się pomyliłam. Zdarza się.
-Ja mam 16, ona 15. Tak jak ty. Po co ci ta wiadomość?
-Tak tylko chciałem wiedzieć.
-Rozumiem- odpowiadam.
-Wiecie co jest waszą bronią?- znowu pyta Eric, a Haymitch jeszcze bardziej wytrzeszcza oczy.
-Po co ci ta informacja?! Chcesz się dołączyć do zawodowców i nas zniszczyć. Tak?!- warknął.
-Nie, nie no co wy... Na pewno nie to.
Dalszą rozmowę przerywa nam wejście Hanny. Dziewczyna siada koło Erica. Rozgląda się po przedziale, spogląda przez okno i następnie mierzy wszystkich wzrokiem. Zerkam na Haymitcha. Zrobił się cały czerwony. Chyba ze złości. Śmiesznie wygląda. Chyba zaraz znowu wybuchnie. Czekam chwilę. Miałam rację! Chłopak już otworzył usta.
-Co tak na nas patrzysz?!- Warknął.
-Nie mogę?!- Odszczekała Hanna.
-Możesz tylko nie w taki sposób.
-W jaki chłoptasiu?- Widzę na jej twarzy gardzący uśmieszek.
-Po pierwsze nie nazywaj mnie chłoptasiu. Po drugie patrzysz na nas w taki gardzący sposób jakbyś miała nas za śmieci.
-Raczej tak nie uważam- uśmiechnęła się.
-Raczej?!- Znowu warknął Abernathy.
-No raczej, bo wszyscy jesteśmy z dwunastego dystryktu i...
-I mamy takie same szanse na wygraną jak ty laluniu... Hm... czyli bardzo marne szanse.
-Rozumiem, ale...
Dalszą kłótnie przerwało wejście Carly. Jej dziwna sukienka... Nie mogę patrzeć. Jest obrzydliwa, tak samo jak jej właścicielka. Bleee... Zaraz zacznie się "spotkanie". Ciekawe o czym będzie przynudzać. Gdybyśmy mieli mentora... Ale nie nasz dystrykt ma tylko tą głupią prowadzącą Carlę Eithersone, która jest tępa, tępa, tępa. Nie wiem czy kiedykolwiek ktoś z naszego dystryktu wygrał igrzyska. Ciekawe jaka będzie nowa prowadząca? Pewnie tak samo głupia. Nieważne. Słyszę jej przepełniony słodyczą głosik. Udaje miłą. Po co? Czy ona chce nam umilić czas? Raczej tego nie  osiągnie. Nie. Zaczyna się
-Jak tam moi kochani? Odświeżyliście się?- Wszyscy kiwają głowami- to dobrze pokoje pewnie też wam się podobają. Wspaniale. Przykro mi, że nie posiadacie mentora...
POSIADACIE??? Czy ludzie mogą być posiadani? Co ja mówię?! Prezydent Snow posiada całe Panem. Nikt go raczej nie obchodzi. Tylko on i ci jego zasmarkani  ludzie z Kapitolu. Phi.
-Dobrze... Więc, co byście chcieli robić? Możemy coś zjeść, porozmawiać o was, moi kochani, albo obejrzeć trybutów z innych dystryktów. Co wy na to? Zobaczymy z kim będziecie walczyć?
-Może być...- Mruczy Haymitch. 
-Dobra- szepcze Hanna.
-To wspaniale!- Patyczak się podniecił- Już włączam telewizor.
Sięga po pilota i naciska jeden z tysiąca guzików. Po chwili ze ściany wysuwa się duża plazma. Na ekranie pojawiają się pierwsze losowania. Kolejne. Następna. Teraz dystrykt 5, 6, 7.... Koniec. W pamięci zapadła mi rodzeństwo z jedynki( tak myślę, druga dwójka z tego dystryktu była raczej nudna). Oboje mają blond włosy i błękitne oczy. Chłopak jest trochę wyższy od siostry i dobrze umięśniony. Nawet przystojny. Pamiętam jeszcze dziewczynę z 4. Ma strasznie czarne włosy, oczy też ma ciemne. Kto tam jeszcze? Z 7 wylosowano małe dzieci! Chłopcy maja chyba 14 i 13 lat, a dziewczynki chyba 12 i 14. Masakra! Biedactwa! Pamiętam jeszcze chłopaka z 8. Jego oczy są bardzo zielone( takie wydają się na ekranie), a włosy prawie białe, tak samo jak skóra. Tak albinos. Chyba Stephen... Nikogo więcej nie zapamiętałam.

czwartek, 3 lipca 2014

Dziękuję

Witam!
W tym poście chciałbym podziękować za ponad 400 odwiedzin! Bardzo się cieszę, że tyle osób odwiedziło mojego bloga podczas ostatnich miesięcy. To wspaniałe, iż blog cieszy się tyloma odwiedzinami.
Mam niestety jeszcze złą wiadomość. Nie mogę na razie wstawić nowego rozdziału, ale zrobię to wtedy gdy go napiszę i wrócę do domu( jestem na wakacjach u kuzynów).
Jeszcze raz przepraszam  i dziękuję.

Vanille