Dawno mnie tu nie było i bardzo chciałabym za to przeprosić. Na początku chciałam nie chciałam pisać, że nie miałam czasu i tak w ogóle. Niestety to prawda (po części). Nie miałam czasu, weny i po prostu nie chciało mi się zasiąść do pisania rozdziału. Przepraszam za to NAJMOCNIEJ!!! Mam nadzieję, że ten rozdział wynagrodzi Wam moją długo nie obecność. Zapraszam do przeczytania i jeszcze raz przepraszam!
*********************************************************************************
ROZDZIAŁ 4
Gdy podchodzę do drzwi przedziału widzę, że w pomieszczeniu siedzi Haymitch. O NIE!!! Tylko nie to nie teraz. Chociaż może... W sumie to on mnie przytulił i to On złapał mnie za rękę i to ON a nie ja powiedziała, że będzie dobrze. Czego się obawiać?! Phi! Ale... Może sobie coś pomyśleć, bo tak szybko przyszłam i to w tedy kiedy jest sam... Trudno i tak mnie zauważył. Wchodzę. Gdy przekraczam próg to chłopak nawet nie podnosi wzroku znad paczuszki. To nawet dobrze. Podchodzę do okna i spoglądam przez nie. Pociąg jedzie strasznie szybko więc nic nie widzę oprócz rozmazanego krajobrazu. Rozglądam się po pomieszczeniu. Wszędzie stoją kryształowe wazony i butelki, podłoga wymoszczona jest drogimi dywanami, mahoniowe meble są polakierowane, zasłony wykonane z jedwabiu, a fotele również pokryte drogim materiałem. Podchodzę do jednego z wazonów by powąchać białą różę. Pachnie... a właściwie nie pachnie. Myślałam, że będzie pachnąć jak te róże z ogrodu Alice. Znowu przypomina mi się dom. Zapłakana rodzina, Alice ze łzami w oczach i paczką wciskającą mi w ręce... Ciekawe co w niej jest? Jednak mój wzrok odwraca kolejny kwiat który pragnę powąchać. Nie znam jego nazwy, lecz jest śliczny i... ten też nie pachnie. Najwyraźniej pachnie tutaj tylko zasmarkana kasa włożona w ten pociąg który wiezie dzieci na śmierć. Cudownie! Znowu do oczu napływają mi łzy, ale tym razem nie daje im popłynąć. Na regale stoi jeszcze jeden wazon. Postanawiam także powąchać i te kwiaty, które i tak będą bez zapachu. Są to chyba goździki... tak na pewno. Podchodzę bliżej ale ale nie tylko ja się zbliżam do wazonu. Wącham. Ta roślinka ma intensywny zapach, nawet ładny i przede wszystkim przypomina mi dom. Coś, a raczej ktoś lapie mnie za ramię i mówi:
-Czemu wąchasz te kwiaty?
Odruchowo krzyknęłam, a gdy się odwracałam prawie strąciłam wazon. Prawie, bo Haymitch go złapał gdy był już tuż przy ziemi. Strasznie się przestraszyłam. Całe szczęście, że naczynie się nie zbiło. Co tego chłopaka interesuje, że wącham kwiaty?! Odstawia wazon na miejsce i trochę się oddala. Znowu zaczyna boleć mnie głowa. Zanim ruszyć w stronę fotela Abernathy zagradza mi drogę.
-Czy możesz się przesunąć?- Pytam jeszcze miło- chciałabym usiąść.
-Czemu krzyknęłaś?- Najwyraźniej słyszy tylko to co chce.
-Przestraszyłam się ciebie. Możesz się przesunąć?- Zaczynam się denerwować.
-Czemu wąchałaś kwiaty?- Cały czas stoi w miejscu zagradzając mi drogę.
-Lubię kwiaty. Przypominają mi dom. Możesz się łaskawie stąd ruszyć?!
-Czemu wąchasz te kwiaty?
Odruchowo krzyknęłam, a gdy się odwracałam prawie strąciłam wazon. Prawie, bo Haymitch go złapał gdy był już tuż przy ziemi. Strasznie się przestraszyłam. Całe szczęście, że naczynie się nie zbiło. Co tego chłopaka interesuje, że wącham kwiaty?! Odstawia wazon na miejsce i trochę się oddala. Znowu zaczyna boleć mnie głowa. Zanim ruszyć w stronę fotela Abernathy zagradza mi drogę.
-Czy możesz się przesunąć?- Pytam jeszcze miło- chciałabym usiąść.
-Czemu krzyknęłaś?- Najwyraźniej słyszy tylko to co chce.
-Przestraszyłam się ciebie. Możesz się przesunąć?- Zaczynam się denerwować.
-Czemu wąchałaś kwiaty?- Cały czas stoi w miejscu zagradzając mi drogę.
-Lubię kwiaty. Przypominają mi dom. Możesz się łaskawie stąd ruszyć?!
-Nie- odpowiada ze stoickim spokojem. Zaczynam wątpić w to, że ma dziewczynę.
-Boli mnie głowa, muszę usiąść. Proszę przesuń się.
-Czemu boli cię głowa?
-Czemu jesteś taki irytujący?!
-Bo po prostu taki jestem i koniec. Czemu boli cię głowa?
-Bo po prostu mnie boli i koniec.
-Czemu?
-Mam migrenę!
-Trudno. Porozmawiamy?
-Zaraz ból wysadzi mi głowę muszę usiąść. Nie możemy pogadać siedząc?!
-Możemy.
-Otóż to. Dziękuję.
-Boli mnie głowa, muszę usiąść. Proszę przesuń się.
-Czemu boli cię głowa?
-Czemu jesteś taki irytujący?!
-Bo po prostu taki jestem i koniec. Czemu boli cię głowa?
-Bo po prostu mnie boli i koniec.
-Czemu?
-Mam migrenę!
-Trudno. Porozmawiamy?
-Zaraz ból wysadzi mi głowę muszę usiąść. Nie możemy pogadać siedząc?!
-Możemy.
-Otóż to. Dziękuję.
Chłopak w końcu raczył przesunąć swoje łaskawe 4 litery i pozwolił mi usiąść. Ból rozsadza mnie od środka. Oprócz dożynek to jeszcze ta przeklęta migrena! Nie wytrzymam! Haymitch, chyba zauważył, że jest ze mną źle i sam pobladł.
-Chcesz wody?
-Uhm- mruczę.
Wyszedł. Wrócił po chwili ze szklanką wody. Podaje mi ją. Wypijam duszkiem. Jest trochę lepiej ale nie znacznie.
-Mogę jeszcze jedną?- pytam słabym i załamanym głosem.
-Jasne- znowu wybiegł. Tym razem wrócił z całą butelką. Nalał wodę do szklanki i podał mi.
-Dzięki.
-Co jest w tej paczuszce?
-Nie wiem- odpowiadam z trudem.
-To zobacz- uśmiecha sie blado i podaje mi zawiniątko.
Rozwijam prezent. W środku znajduje liścik, woreczek tabletek z dopiskiem "na migrenę"... Cudownie, tabletki! Szybko wyciągam jedną, wsadzam do buzi i popijam wodą. Parę minut później czuję ulgę. Mam siłę rozmawiać.
-O czym chciałeś porozmawiać?
-Czy czujesz się lepiej?
-Tak. To o czym?
-No w sumie to chciałem...
-Co?
-Nie pamiętam...
-Chyba żartujesz,- na sto procent pamięta, tylko nie chce powiedzieć- o czym???
-Nie ważne...
-Na pewno?
-Taaa...
-Dobra.
Teraz między nami i w całym pomieszczeniu panuje nie zręczna cisza. Dziwne. Rozglądam się po pomieszczeniu. Niestety nie zauważam nic nowego. Te same drogie meble i nie pachnące kwiaty. Czuję się dziwnie, ale nie z powodu migreny. To coś dziwnego, czego nie potrafię określić... Nagle przychodzi mi do głowy pewne pytanie i obraz. Ten trochę nieśmiały uśmiech Haymitcha gdy powiedziała, żebym zobaczyła co jest zapakowane w prezencie. Pewnie sam zobaczył co jest w środku za nim tu przyszłam. Podstępna żmija. Nie lubię go. W paczce oprócz tabletek był jeszcze list. Rozglądam się i sięgam po liścik leżący na szklanym stoliku. To papeteria Alice, jej zapach, dom. Łza znowu próbuje się wydostać. Znowu jej nie wypuszczam. Rozwijam po perfumowany papier. Widzę znajomy charakter pisma mojej przyjaciółki.
-Co tam jest napisane?-rozmyślenia przerywa mi Abernathy. Czego on chce?!
-Nie twoja spraw- mruczę.
-Nie to nie.
Zamilkł. Całe szczęście! Wracam do listu. Jego treść mnie wzrusza:
"Droga Maysilee,
napisałam dwa listy. Dla Ciebie i dla Sary na wszelki wypadek gdyby którąś z Was wylosowano. No i stało się! Musiałam dać Tobie paczuszkę. Jak pewnie już wiesz zapakowałam też tabletki. Kanarek jest cudowny! Nazwę go imieniem tej Donner, którą wylosują... Kanarek May. Ślicznie. Jest nawet do Ciebie podobny. Tak pisałam ten list zaraz po tym jak wyszłyście. Wiedz, że Cię kocham. Jesteś najwspanialszą przyjaciółką na świecie! Mama już mnie woła, muszę kończyć. Pamiętaj May- będę za Tobą baardzo tęsknic. Już tęsknię! Pamiętaj- UWAŻAJ NA SIEBIE!!!
Twoja na zawsze przyjaciółka
Alice Berry
PS- Maysilee masz wygrać! Wróć do domu!"
-O czym chciałeś porozmawiać?
-Czy czujesz się lepiej?
-Tak. To o czym?
-No w sumie to chciałem...
-Co?
-Nie pamiętam...
-Chyba żartujesz,- na sto procent pamięta, tylko nie chce powiedzieć- o czym???
-Nie ważne...
-Na pewno?
-Taaa...
-Dobra.
Teraz między nami i w całym pomieszczeniu panuje nie zręczna cisza. Dziwne. Rozglądam się po pomieszczeniu. Niestety nie zauważam nic nowego. Te same drogie meble i nie pachnące kwiaty. Czuję się dziwnie, ale nie z powodu migreny. To coś dziwnego, czego nie potrafię określić... Nagle przychodzi mi do głowy pewne pytanie i obraz. Ten trochę nieśmiały uśmiech Haymitcha gdy powiedziała, żebym zobaczyła co jest zapakowane w prezencie. Pewnie sam zobaczył co jest w środku za nim tu przyszłam. Podstępna żmija. Nie lubię go. W paczce oprócz tabletek był jeszcze list. Rozglądam się i sięgam po liścik leżący na szklanym stoliku. To papeteria Alice, jej zapach, dom. Łza znowu próbuje się wydostać. Znowu jej nie wypuszczam. Rozwijam po perfumowany papier. Widzę znajomy charakter pisma mojej przyjaciółki.
-Co tam jest napisane?-rozmyślenia przerywa mi Abernathy. Czego on chce?!
-Nie twoja spraw- mruczę.
-Nie to nie.
Zamilkł. Całe szczęście! Wracam do listu. Jego treść mnie wzrusza:
"Droga Maysilee,
napisałam dwa listy. Dla Ciebie i dla Sary na wszelki wypadek gdyby którąś z Was wylosowano. No i stało się! Musiałam dać Tobie paczuszkę. Jak pewnie już wiesz zapakowałam też tabletki. Kanarek jest cudowny! Nazwę go imieniem tej Donner, którą wylosują... Kanarek May. Ślicznie. Jest nawet do Ciebie podobny. Tak pisałam ten list zaraz po tym jak wyszłyście. Wiedz, że Cię kocham. Jesteś najwspanialszą przyjaciółką na świecie! Mama już mnie woła, muszę kończyć. Pamiętaj May- będę za Tobą baardzo tęsknic. Już tęsknię! Pamiętaj- UWAŻAJ NA SIEBIE!!!
Twoja na zawsze przyjaciółka
Alice Berry
PS- Maysilee masz wygrać! Wróć do domu!"